Odrobina wilgoci na dworze i każdy włos podąża w inną stronę… Znacie to? Ja aż za dobrze. Jako że rzadko zdarza mi się używać kosmetyków do stylizacji włosów, ich puszenie się jest – czy raczej było – moim chlebem powszednim. Teraz mogę już zapomnieć o zerkaniu co chwila w lusterko i przeczesywaniu chociażby palcami kosmyków, bo znalazłam produkty, które raz na zawsze zniwelowały ten problem.
Kosmetykami, o których piszę są produkty InSight Professional, które miałam niewątpliwą przyjemność testować. Mojej ocenie poddałam szampon i maskę z linii Anti-Frizz, odżywkę Damaged Hair oraz kompleks naprawczy i płyn do stylizacji z serii Styling.
Zacznijmy od pielęgnacji
Linia Anti-Frizz przeznaczona jest do włosów puszących się. Ma za zadanie dogłębnie nawilżyć włosy, nabłyszczyć je i wygładzić. Aby uzyskać taki efekt, w składzie zostały ujęte: olej z nasion konopii siewnej, olej z nasion bawełny, olej z nasion kakaowca oraz olej lniany. Zarówno w składzie maski, jak i szamponu znajdują się one na wysokim miejscu, co oznacza ich duże stężenie w kosmetykach. Wszystko to ma przełożenie na działanie kosmetyków. Włosy po ich użyciu są niezwykle miękkie, sypkie i lekkie. Ponadto naprawdę mocno odbijają światło, a o tym jak ciężko jest wydobyć z włosów blask blondynki wiedzą chyba najlepiej 😉 Niewątpliwą zaletą serii jest jej zapach, zapach bawełny. Neutralny i świeży – taki, jak lubię. W dodatku utrzymuje on się na włosach nawet do dwóch dni! Dla mnie to ogromny plus.
Seria Damaged Hair ma za zadanie odbudować włosy zniszczone różnego rodzaju czynnikami zewnętrznymi – zabiegami chemicznymi, stylizacją, zmianami sezonowymi czy wysoką temperaturą. Moje włosy nie wymagały regeneracji, ale odżywkę wybrałam ze względu na jej niezwykle bogaty skład – olej arganowy, olej ryżowy, ekstrakt z nasion pszenicy, oliwa, hydrolizowane proteiny pszeniczne. Moje włosy lubią się z pszenicą, więc jej zawartość od razu przekonała mnie do tego produktu.
Przeczucie mnie nie zawiodło! Włosy po odżywce są odczuwalnie bardziej odżywione. Są mięsiste i dociążone, ale nie obciążone. Odżywka daje dokładnie taki efekt, jakiego oczekiwałam.
Wszystkie te produkty są bardzo wydajne. Na umycie moich długich włosów zużywam zaledwie dwie pompki szamponu, podobną ilość maski i 3-4 pompki odżywki (lubię czuć, że mam coś na włosach, a jej konsystencja jest jednak rzadsza niż maski). Dodam jeszcze, że zarówno maska jak i odżywka najlepiej działają „wczesane” we włosy. Ja do tej czynności używam szczotki Tangle Angel Xtreme, która doskonale sprawdza się w tej roli.
Czas na stylizację!
Zacznę od mojego absolutnego hitu (choć tym mianem mogę spokojnie nazwać każdy z opisywanych tu produktów) – kompleksu naprawczego.
Kosmetyk poznałam u mojego fryzjera, który polecił mi go do zabezpieczania końcówek. Już wtedy uwiódł mnie (kompleks, nie fryzjer 😉 ) swoim zapachem i tym, jak wyglądały włosy po jego nałożeniu. Wiedziałam, że muszę go mieć i tym sposobem już następnego dnia stałam się jego szczęśliwą posiadaczką.
Kompleksu używam w roli serum na końcówki, jednak nakładam je od połowy długości włosów, resztki wcierając nawet wyżej. To, co jest dla mnie fenomenem, to fakt, że po paru minutach na włosach nie widać śladu po serum – nie są one tłuste, sklejone, nie mają nieświeżego wyglądu. Są za to ładnie wygładzone i zdrowo wyglądające.
W składzie kosmetyku znajdują się trzy silikony chroniące włosy przed działaniem czynników zewnętrznych, olej z róży piżmowej, olej z nasion słonecznika, ekstrakt z liści malwy, ekstrakt z korzenia prawoślazu oraz ekstrakt z kwiatów nagietka. Dodajmy do tego zapach i mamy skład kosmetyku idealnego. Serum jest bardzo wydajne. Na jedno użycie wyciskam ok. 4-5 pompek, co w zupełności wystarcza na zabezpieczenie moich długich włosów. Następnie przeczesuję je, aby kosmetyk równomiernie rozłożył się na włosach i po 2-3 minutach mogę już wyjść z domu.
Drugim produktem z serii Styling, który wybrałam, jest Oil non Oil – płyn do stylizacji. Jego zadaniem jest ułatwienie stylizacji, termoochrona i zdyscyplinowanie włosów. Na początku składu znajduje się alkohol, dlatego też nie używam go po każdym myciu, a jedynie wtedy, kiedy moje włosy tego wymagają, bo np. odgniotą się przez noc od poduszki albo kiedy chcę je stylizować z użyciem ciepła. I w tym miejscu muszę wspomnieć o jego właściwościach utrwalających, pod których wrażeniem pozostaję.
W poprzednim wpisie recenzowałam najlepsze produkty wspomagające kręcenie włosów i strasznie żałuję, że nie dołączyłam do tego zestawu Oil non Oil właśnie. Ten produkt jest rewelacyjny! Po nałożeniu go na włosy i nakręceniu włosów na lokówkę moje włosy pozostały kręcone aż do ich umycia! Co prawda utrwaliłam fryzurę dla pewności lakierem L’Oreal Infinium, ale były to dosłownie śladowe ilości.
Niech o jego skuteczności świadczy też fakt, że po nałożeniu olejku na włosy przed myciem (olejuję je na całej długości) i wielokrotnym ich przeczesaniu szczotką, loki pozostały w niezmienionej formie, a wręcz wyglądały jeszcze lepiej. Dla mnie tej produkt jest absolutnym fenomenem (kolejnym)!
Oil non Oil nie obciąża włosów, nie skleja ich w najmniejszym stopniu i jest zupełnie na nich niewidoczny. Na włosach pozostawia jedynie delikatny, kosmetyczny zapach. Jedyną jego wadą jest opakowanie – butelka z korkiem. Zdecydowanie wygodniejszą formą aplikacji byłby spray albo chociażby opakowanie z pompką. Wystarczy bowiem chwila nieuwagi czy szturchnięcie ręki i może wylać się zdecydowanie za dużo produktu. A że jest on bardzo wodnistej konsystencji, to łatwo o takie wypadki. Mimo tak rzadkiej konsystencji jest on bardzo wydajny i po kilkukrotnym użyciu praktycznie nie widzę ubytku.
Podsumowując – kosmetyki InSight mnie absolutnie oczarowały i mam zamiar polecać je dalej. Naturalne składy to zdecydowanie coś, co lubię, a jeśli dodać do tego rewelacyjne działanie i zaskakująco niską cenę, mamy kosmetyki idealne.